CINDER- MARISSA MEYER
Książka opowiada o Cinder, dziewczynie - cyborg żyjącej w Nowym Pekinie - mieście Wspólnoty
Wschodniej będącym pod panowaniem ciężko chorego cesarza. Ulice miasta
zapełniają androidy jak i normalni ludzie z krwi i kości.
Dziewczyna utrzymuję siebie, przybraną matkę i
siostry dzięki pracy jako mechanik.
Jedyne wsparcie ma w swoim androidzie Iko i
czternastoletniej siostrze Peony. Cinder nie ma łatwo, od zawsze utwierdzania w
przekonaniu, że jest nikim. Co sprawia, że nie ma wysokiej samooceny.
„Czy istoty twojego pokroju wiedzą, czym jest miłość? Czy ty w ogóle coś
odczuwasz, czy to jedynie kwestia... oprogramowania?”
Jej świat przewraca się do góry nogami kiedy do jej
stoiska na targu przychodzi sam książę, przyszły cesarz Wspólnoty, prosi ją o
pomoc w naprawieniu androida.
Tego samego dnia jej ukochana mała siostra zaraża się
plagą - chorobą zbierającą żniwa
z całej Ziemi, na która nikt nie może od lat
znaleźć lekarstwa. Ich matka wini za to właśnie Cinder. Jako jej prawny opiekun
wyraża zgodę na przeprowadzenie na dziewczynie testów, mających na celu
wynalezienie leku na litumoze.
Ziemia jest cały czas pod zagrożeniem wybuchnięcia wojny
z Księżycowymi. Wojną
z Księżycem, gdzie panuję bezlitosna królowa Levana.
Kobieta posiada magię, która umożliwia wyprać mózg ludziom jak i księżycowym. Jedynie nieliczni są odporni na jej urok.
„Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się
co do niej wątpliwości. Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania
prawdy”
Cinder stopniowo poznaję prawdę o sobie co sprawia, że coraz bardziej nie wie kim jest i jakie zadnie musi
wykonać, aby uratować świat.
Działo Marissy Meyer zaciekawiło mnie samą tematyką.
Dystopia - coś co uwielbiam, jeszcze z nawiązaniem do
mojej drugiej z kolei ulubionej baśni z dzieciństwa „ Kopciuszek” sprawiło, że
prędzej czy później z wielką chęcią sięgnęłabym po nią.
Okazało się oczywiście, że zanim się za to zabrałam
minęło trochę czasu ale przy chorobie, gdzie ledwo oddycham, zaczęłam ja czytać i powiem szczerze… w pierwszym rozdziałach
w ogóle nie mogłam się w nią wczuć.
Była przyjemna w czytaniu, lecz nie odczułam emocji jakie miałam nadzieję
przeżywać. Możliwe, że była to też kwestia tego, że gorączka i ból głowy dawał
się we znaki. Jednak przy większym skupieniu i gdy w końcu poczułam się trochę
lepiej wciągnęłam się w historie Cinder.
Zafascynowała mnie, choć przewidywalna, bo prawie od
początku domyślałam się jakie pochodzenie ma dziewczyna, to całokształt wyszedł
bajkowo. Elementy science-fiction wyjątkowo dobrze współgrały z baśniową
atmosferą.
Było to moje pierwsze spotkanie z autorką i jej styl
przypadł mi do gustu. Lekkie, przyjemne
i emocjonujące pióro sprawiło, że z
niecierpliwością czekam na drugi tom Sagi księżycowej.
Bohaterowie wykreowani przez Meyer wzbudzili moją
sympatię, nawet ktoś taki jak okropna macocha naszej dziewczyny-cyborg,
która przez całe życie traktowała swoją
adopcyjną córkę jak jedynie stertę kabelków i metalu, istotę bez uczuć, miała coś takiego, że do końca jej nie znielubiłam.
Wątek miłosny jest tam subtelny i bardzo się mi to
podobało. Meyer zapewniła mi akcje i
wcale nie potrzebne do tego było gorące
uczucia i miłość bez której nie można żyć.
Uczucia księcia i cyborga niby
zaczynają się szybko, ale bardziej jest to zwykłe zainteresowanie i sympatia niż
miłość od pierwszego wejrzenia, co jest wielkim plusem… Potrzebowałam trochę
odpoczynku od romansów.
Książka przyjemna, warta uwagi. Polecam wszystkim, a
szczególnie osobom lubiącym baśnie, tylko takie… baśnie przyszłości.
Moja ocena: 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz